Wywiad z dr Krystyną Krzekotowską - kandydatem na posła

Red. Wszyscy interesują się tym; czy za sukcesami Jerzego Krzekotowskiego, za jego startem w wyborach parlamentarnych - tak jak poprzednio w wyborach na Prezydenta Warszawy - kryje się jego małżonka - pracownik naukowy i wykładowca na Wydziale Prawa, a wcześniej Instytutu Badania Prawa Sądowego i Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, były Radca Ambasady Polskiej w Berlinie, autorka i współautorka wielu książek z prawa mieszkaniowego, z których znaczna część jest wspólnym Państwa dziełem?

K.K. Jak każde małżeństwo partnerskie, większość poważnych decyzji podejmujemy wspólnie. Natomiast decyzja o kandydowaniu na Prezydenta Warszawy, a obecnie na senatora, została podjęta po dyskusjach w gronie naszych wypróbowanych przyjaciół. To ich mądre i życzliwe rady skłoniły nas jej podjęcia. Podobnie rzecz się miała z moją decyzją kandydowania na posła.

Red. Chcę zapytać dlaczego kandydujecie, skoro Komitet Wyborczy Centrum ma zmniejszone szanse wobec sytuacji, jaka zaistniała przy rejestracji list wyborczych.

K.K. Istotnie, miały miejsce swoiste "prawybory" w Okręgowych Komisjach Wyborczych. W kilku Okręgowych Komisjach Wyborczych dokonano zablokowania możliwości rejestracji przez komitety wyborcze okręgowych list wyborczych w trybie art. 142 ust. 2 Ordynacji Wyborczej. Otóż artykuł ten daje komitetom wyborczym, które zarejestrowały w co najmniej połowie okręgów wyborczych /21 wg obecnego stanu/ listy kandydatów na posłów poparte wymaganą liczbą /5 tys./ podpisów wyborców, prawo zgłaszania pozostałych list bez poparcia ich podpisami. Z prawa tego skorzystało dziesięć komitetów wyborczych.

W odniesieniu do kilku komitetów, w tym w stosunku do Komitetu Wyborczego Centrum, odmówiono tego prawa po zarejestrowaniu ponad połowy list okręgowych. Powodem tego było zablokowanie w Warszawie i Bydgoszczy przez członków Komisji rejestracji list poprzez przeciąganie procedury liczenia głosów i nie wydanie zaświadczenia przez Państwową Komisję Wyborczą - potwierdzającego prawo do rejestracji pozostałych list.

Następnie ta sama Państwowa Komisja Wyborcza - działając na zasadzie sądu we własnej sprawie - odrzuciła odwołania komitetów.

W ten sposób doszło do wspomnianych prawyborów. Komitety wyborcze, będące w identycznej sytuacji formalnoprawnej, zostały potraktowane w sposób nierówny: jednym wydano zaświadczenia umożliwiające rejestrację dalszych list okręgowych, innym tego prawa odmówiono.

Stanowi to nie tylko naruszenie Ordynacji wyborczej, ale także naruszenie norm Konstytucji RP, gwarantującej równe traktowanie wobec prawa wszystkich podmiotów prawnych. O zarejestrowaniu list wyborczych decydowały bowiem nie przesłanki wyraźnie wymienione w przepisach prawa a działanie poszczególnych członków Komisji Wyborczych, co siłą rzeczy rodzi niebezpieczeństwo nadużycia prawa i pokusę oddziaływania na wynik wyborów przez opóźnianie rejestracji list wyborczych kandydatów wybranym dowolnie komitetom.

W konsekwencji może to prowadzić do unieważnienia wyborów, wskutek protestów wyborczych kierowanych do Sądu Najwyższego.

Red. Co z tego wyniknie, skoro wyborcy nawet o tym nie wiedzą?

K.K. Niestety wszystko na to wskazuje, że mimo licznych prób i oficjalnego powiadomienia mediów przez zainteresowane Komitety Wyborcze, media na ten temat "nabrały wody w usta". Może się to jednak zmieni.

Red. A Jeżeli nie, to czy warto startować w wyborach, czy nie lepiej już teraz, na znak protestu wycofać się?

K.K. Taka możliwość była rozważana. Uznaliśmy jednak, że nieobecni nie mają racji. Nie można deprecjonować z góry roli wyborców i przesądzać za nich wyników wyborów. Poza tym w demokratycznych wyborach ważne jest nie tylko pełne zwycięstwo, ale także możliwość dotarcia do opinii publicznej z ważnymi ideami i poglądami na społeczne sprawy, a taką w pierwszym rzędzie jest problem mieszkaniowy w Polsce. Poza tym przed nami są wybory samorządowe, które są nie mniej ważne, a może nawet ważniejsze dla społeczeństwa obywatelskiego. Kampanie wyborcze stanowią w każdym razie doskonałą okazję do nagłośnienia problemów, które uważa się za istotne w pracy samorządu.

Red. Chodzi mi o sytuację przy rejestracji list, gdyż jest Pani autorką książki na temat prawa wyborczego, o której recenzent Juliusz Bolek napisał: "Dobrze, że pojawiła się na rynku publikacja Krzekotowskiej - nie tylko "teoretyczki" ale i "praktyczki" wyborczego prawa, która po jego zawiłościach i gąszczu porusza się z godną zazdrości lekkością. A jej książka, to nie tylko lektura na dziś, czy jutro, ale i dobry "wstęp" do przyszłorocznych wyborów samorządowych". Wyborcy mogą wszak nawet i to nierówne traktowanie Komitetów wyborczych "przełamać" , dając im odpowiednio większą liczbę głosów?

K.K. Oczywiście, że tak, ale musieliby się o tym dowiedzieć. Dowiedzieć się o tym, że takie zablokowanie list wyborczych, to zmniejszenie o połowę szans na przekroczenie 5% progu poparcia głosami wyborców, niezbędnego do otrzymania mandatu w Sejmie. A więc przełamanie tej blokady wymagałoby poparcia co najmniej 10 % wyborców (skoro listy dopuszczono tylko w połowie okręgów wyborczych).

Red. Tymczasem wbrew konstytucyjnie zagwarantowanemu prawu obywateli do informacji, mamy do czynienia z blokowaniem informacji na ten temat ze strony mediów.

K.K. Prawo do informacji to podstawowe prawo obywatela. Miejmy nadzieję, że media się "ockną". W każdym razie będziemy się o to starali, gdyż tylko media mogą tu być pomocne. Jeżeli dostanę się do Parlamentu, zrobię wszystko, by takich problemów więcej nie było.

Red. Wygląda na to, że stanowienie prawa przez parlament, a także stanowienie prawa miejscowego przez samorządy nie jest Pani obce.

K.K. Mam doświadczenia prawnika, nie tylko teoretyka - autora wielu prac naukowych, wykładowcy na Wydziale Prawa i pracownika naukowego Instytutu Ministerstwa Sprawiedliwości. Ukończyłam także aplikację sądową zakończoną egzaminem sędziowskim. Mam kilkanaście lat doświadczenia na stanowisku radcy prawnego Prezydenta Miasta, CZSBM i innych podmiotów. Doktorat zrobiłam z problematyki spółdzielczego prawa mieszkaniowego na Wydziale Prawa UAM w Poznaniu. Na całym świecie docenia się rolę fachowców od prawa przy jego tworzeniu, a u nas, jak dotąd, jest odwrotnie.

Red. Ma Pani też doświadczenia, związane z pracą w charakterze eksperta Parlamentarnego oraz z działalnością radnego, Wiceprzewodniczącej Rady oraz Przewodniczącej Komisji Polityki Mieszkaniowej w Gminie Warszawa-Bielany? Była Pani wtedy jedną z niewielu, o ile nie jedyną radną niezależną?

K.K. Tak przygotowywałam nieraz ekspertyzy dla Komisji Sejmowych i otrzymałam nawet oficjalne podziękowanie. Byłam też radną, niezależną Rady Gminy Warszawa Bielany, z woli wyborców, którym wspólnie z mężem udzielałam pomocy prawnej dla odzyskania budynków sprzedanych zagranicznej Firmie Lukini, wraz z ich mieszkańcami. Ta głośna w Warszawie sprawa skończyła się pełnym sukcesem nie tylko prawnym, ale także ekonomicznym. Po prostu mieszkańcy tych osiedli wzięli swoje sprawy w swoje ręce, powołali do życia Stowarzyszenie Obrony Mieszkańców Hutniczych Osiedli (słynne SOMHO) i odebrali swoje 32 bloki hutnicze. Wcześniej jednak trzeba było wytoczyć nie setki a tysiące procesów o unieważnienie niesławnej rządowej umowy notarialnej, wprowadzającej mieszkania wraz z ludźmi jako aport do spółki polsko-włoskiej Lukini.

Stworzyło to odpowiednią presję na polski Rząd i zagranicznego potentata, do polubownego naprawienia ludzkich krzywd i dokonania zmiany aktu notarialnego. Miło nam, że Tadeusz Gontarczyk w książce pt.: "Wspomnienia z lat minionych" wspomina nas, jako jedynych mecenasów, którzy udzielali w tych trudnych sprawach bezpłatnej pomocy prawnej.

Red. Czy jednak nie przeceniacie, jako znani prawnicy i grupa zaangażowanych obywateli, swoich sił stając obecnie do nierównej walki z dysponującymi ogromnym zapleczem i środkami finansowymi, potężnymi partiami politycznymi?

K.K. Wtedy, na początku transformacji było nam jeszcze trudniej i wymagało to jeszcze większej cywilnej odwagi, zwłaszcza, że wiele renomowanych prawników odmówiło hutnikom pomocy prawnej. Społeczeństwu nie jest obojętne kto będzie je reprezentował w Parlamencie i powinno móc wybierać także spośród fachowców.

Red. Z list wyborczych Waszego Komitetu Wyborczego wynika, że kandyduje duża grupa prawników. Jak do tego doszło?

K.K. Prawnicy są potrzebni w pracach parlamentu, a nawet powstały Stowarzyszenia (np. Stowarzyszenie Obywatelskich Inicjatyw, którego jestem współzałożycielem i wiceprezesem), których celem statutowym jest wprowadzenie większej liczby prawników do organów stanowiących prawo. Są oni bowiem niezbędni dla poprawy poziomu ustawodawstwa.

Red. Kandydaci Komitetu Wyborczego Centrum są najwyraźniej szansą dla ludzi z lewa i prawa, zdegustowanych i zgorszonych dotychczasowym stanem rzeczy w Parlamencie RP.

Wyborcy - zwłaszcza Ci, którzy dotąd nie chodzili na wybory, będą wreszcie mieli na kogo głosować.

Dziękuję za rozmowę.
Adam Zyzman